Trudny problem – listopad 2014
On siedzi rozparty wygodnie w fotelu, patrzy na mnie z góry.
Jest ciemno i trochę duszno. Rozmowa się nie klei.
– Może coś razem….. może trochę ustąpisz, może jakoś inaczej do tego podejdziemy – nieśmiało proponuję.
– Nie! Sama sobie podejmuj decyzje i sama szukaj wyjścia. Ja nie jestem twoim pogotowiem technicznym tylko Trudnym Problemem
Nie będę ci pomagał bo nie po to tu jestem. Głowy mi już nie zawracaj!
Wyraźnie nie chce współpracować. Może poczekam….
Czekanie to na pewno nie moja specjalność. Ładuję się więc w kontrastowe warianty. Błąkam po udeptanych alternatywach albo kręcę w miejscu. Jedna myśl za drugą, dwa razy szybko, szybko, raz wolno i znowu od początku… śmieszne pozy, które nikogo nie bawią. Sentencje nieadekwatne do okoliczności – zwykła burza myśli.
Czas mija, a mój Trudny Problem uporczywie tkwi w miejscu jak chmura smogu nad miastem. Ponownie wracam do negocjacji:
– Zobacz, to nie jest tak trudne jak ci się wydaje, nie ma sytuacji bez wyjścia. Zawsze można znaleźć coś, co przyjmiemy za kompromis i podamy jako wspólne, dyplomatyczne oświadczenie.
– Powiedziałem nie, to nie! Wyobrażasz sobie, że ja się sam rozwiązuję? Może zechcesz mi łaskawie powiedzieć jak. Jak mam to zrobić?
Jest nieprzejednany.
Pewnego dnia zbieram się na odwagę . Wychodzę z podniesioną głową. Ruszam w świat po zwycięstwo! Dam radę!
Za mną huk zatrzaskiwanych drzwi i jego złośliwy chichot a przede mną szeroka droga po horyzont.
Mój Anioł Stróż cicho idąc tuż za mną z uniesionymi skrzydłami , ironicznie mruży ślepia. On wie, że największym dla mnie Trudnym Problemem jestem ja sama, ale teraz jeszcze nie zamierza mi tego powiedzieć.